Instrument o nazwie „głos” : Mówimy przy pomocy instrumentu, który nosi nazwę „głos”. Nie posiadając głosu, moglibyśmy się porozumiewać przy użyciu skrzypiec, tuby lub bębna. Wszystkie te instrumenty, łącznie z głosem, przeznaczone są do wydawania dźwięków. Zapominamy o tym. Gdybyśmy potrafili wzmocnić dźwięki wydawane przez dżdżownice, które przebijają się przez glebę, wtedy usłyszelibyśmy odgłosy podobne do tych, które wydają ludzie ciężko harujący na drodze swego życia. Dźwięki te zawsze zdradzają marsz po mokradłach nudy.
Głos odtwarza muzykę duszy. Posłuchaj dźwięków ludzkiej mowy – samych dźwięków. Posłuchaj dźwięków, które wydają twoja żona, twoje dzieci. Posłuchaj dźwięków, które pochodzą od szefa, kolegów z pracy, męża. Wsłuchaj się w dźwięki wydawane przez spikerów, kaznodziejów, aktorów. Nie słuchaj słów, ale dźwięków, a dowiesz się czegoś o osobie, która używa tego instrumentu.
Głos bardziej niż słowa ujawnia, kim jesteśmy i jacy jesteśmy. Możemy z łatwością potwierdzić tę prawdę. Zacznijmy od zdania: ,,Jestem najszczęśliwszy na świecie” . Możesz odczytać wszystkie słowa niczym komputer – powoli, z odstępami, jedno po drugim, bezbarwnie i monotonnie. Spróbuj. Przeczytaj je w taki właśnie sposób. Słowa nie przekonują. Gdyby miały odzwierciedlić szczęście , to mogę się bez nich obyć.
Wypowiedz te same słowa – nie czytaj! – tak, jakbyś właśnie odkrył, że spełniają się najskrytsze marzenia.
Posłuchaj sam siebie.
Teraz mów, jakbyś znajdował się gdzieś w niewoli, pojmany przez terrorystów. Jesteś przywiązany do krzesła, a oprawcy wkładają ci drzazgi pod paznokcie, żeby cię zmusić do powtórzenia wypowiedzi w celu nagrania jej na taśmę. Jak to teraz brzmi? Zgadzasz się? Słowa nie
niosą tyle znaczenia co dźwięki.
Zawsze odczuwam lęk przed moimi koleżankami i kolegami po fachu, którzy otwierając usta, przemieniają salę sądową w grobowiec. Ich wystąpienia są zupełnie martwe. Sami są tak nie żywi, że nie słyszą tego okropnego skrzypienia wydobywającego się z instrumentów głosowych. Czasem mam ochotę podać im butelkę zimnego formaldehydu, żeby ich ocucić. Gryzonie, które wydają jakieś pomruki w trakcie szczytowania przy spółkowaniu, brzmią żywiej niż niejeden prawnik w czasie wystąpienia przed sądem.
Znam takiego sędziego, który zawsze zamyka oczy, jakby
spał, gdy wsłuchuje się w słowa niosące najbardziej nawet żywe treści. Jestem przekonany, że robi tak, aby wprowadzić w błąd adwokatów. Chrząknięcia lub kasłanie od czasu do czasu przy zamkniętych oczach sprawiają wrażenie, że sędzia czuwa nad przebiegiem wydarzeń. On jednak najzwyczajniej przesypia cały potok jednostajnych słów, które obejmują go, wyciszają, przykrywają . Jedyną oznaką życia w tych katakumbach są jego pokrzykiwania na adwokatów. Nic dziwnego, że wrzeszczy chaotycznie. Kiedyś był to całkiem niezły gość. Pamiętacie? Było to jednak jeszcze, zanim został awansowany i poddany tak ciężkim
torturom.
Pomyślcie o przygnębiającej modzie panującej na naradach
i posiedzeniach zarządów spółek. Kto jest w stanie wysłuchiwać sprawozdania rewidentów po badaniu bilansu? Pomyślcie o monotonii niedzielnych nabożeństw. Nic dziwnego, że dzieci wolą nieraz lanie od pójścia na mszę.
Pomyślcie o rozwlekłych, beznadziejnych wystąpieniach biegłych w czasie procesu. Nie dziwię się, że przysięgli błagali o odesłanie do aresztu, żeby nie słuchać takiego pustego gadania przez cały dzień. Pomyślcie o nie kończących się, mdłych zebraniach rad, zebraniach związków zawodowych, zebraniach partyjnych, zebraniach parafialnych, posiedzeniach komitetu rodzicielskiego, zebraniach na temat zebrań. Uduszenie gaduły, gdy już nie można dłużej wytrzymać, da się z powodzeniem zakwalifikować do kategorii uzasadnionego zabójstwa.
Nie jest naszym obowiązkiem prowadzenie walki przy pomocy nudy, ale pilne uważanie na dźwięki, które wydają nasze instrumenty. Ośmielam się twierdzić, że większość mężów i żon ucieka od więzów małżeńskich nie dlatego, że współmałżonek nie sprawdza się w łóżku, nie dlatego, że nie
udało mu się osiągnąć poważnych sukcesów, ale dlatego, że druga strona okazała się po prostu nudziarska. Jeśli nudzimy innych, to z dużym prawdopodobieństwem nudzimy także siebie samych. To istne piekło na ziemi; nie ma nic gorszego, jak znosić dożywotnie uwięzienie w pułapce
z kimś okropnie nudnym, którego nazywasz „ty”. Pierwszym krokiem do zwalczenia nudy jest ożywienie głosu.
Brzydka maniera wznoszenia intonacji: Czy można zaakceptować modną ostatnio manię wznoszenia intonacji przy artykułowaniu końcówki każdej wypowiedzi, gdy powstaje wrażenie, że mówiący raczej zadaje pytanie, niż przekazuje zdanie oznajmujące? ,,Poszedłem wczoraj do sklepu spożywczego (spożywczego wymawiane jest z intonacją wznoszącą, przez co zdanie to brzmi niczym pytanie o treści:
Czy poszedłem wczoraj do sklepu spożywczego?) i kupiłem woreczek czegoś🙁czegoś wznosi się, jakby mówiący nie był pewien, co kupił), co kosztowało ponad sto dolarów” . (Dolarów wymawiane z intonacją wznoszącą, więc znów jesteśmy pytani, czy jest to właściwa kwota. Skąd my mamy to wiedzieć?) Celem takiego sposobu mówienia jest manipulowanie słuchaczem; na tak zadane pytanie musi paść odpowiedź twierdząca, przez co kierujemy słuchaczem, zdanie po zdaniu. Wrzucenie „wiesz” w miejsce przecinka i „tak? ” przy końcu zdania nie spełnia żadnej istotnej roli, a jest tylko nawykiem. Nikt ze słuchających kogokolwiek nie chce być przynaglany do wyrażania zgody czy zmiany
w potakującą kukłę.